Na Syjon przybyli ludzie z 5 krańców Ziemi

Na Syjon przybyli ludzie z 5 krańców Ziemi

Na Syjon to opowieść, a raczej jej fragment z książki Pierwsza wojna w niebie: Dziedzictwo. To nowe i niekonwencjonalne ujęcie historii, która mogła ale nie musiała mieć miejsce. Na tym polega fantastyka. Ale czy ta fantastyka, czasem nie przypomina prawdy, bardziej od ksiąg czy zapisków tradycji religijnej? Oceńcie sami.



Teksty powiązane z tematyką książek z serii Przemilczeć Armagedon 

Dzieje ludu hinza 3 Arakad prawodawcy
Bliskością pisarza jest jego dzieło
Szeol – starotestamentowe królestwo zmarłych
Czy Bóg naprawdę istnieje?
Ziemia wyczerpała się
Nie wierzcie religiom, nie ufajcie ludziom
Niezwykły szatan, niczym bumerang
Doktryna zła zapoczątkowuje
Bestia i krew. Padlinożercy z Ziemi
Cielesny gwałt na człowieku
Jedna ludzkość, jedno prawo
Pierwsza wojna w niebie recenzja autorska
Biblia Szatana mądra księga
Raj na Ziemi. Czy to możliwe?
Konsekwencja: Nie dusze, a tchnienia.
Przeobrazić się w anioła, to nie 1 i 2 i 3
Uziel przynosi światło
Beliar powitany, z hołdem Pana Eremu
Znamię Bestii – abstrakcja słowna
Mark to Antychryst, Szatan, Bestia…
Oto człowiek, stał się taki jak my Hinza 1
50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon


Na Syjon przybyli ludzie z 5 krańców Ziemi

Na obrady Wielkiego Syjonu przybyli ludzie, wezwani z pię­ciu krańców Ziemi[1].
Słońce otulone czerwienią uciekało wraz z ich przybyciem na obrzeże Aszdod[2]. Nastawał czas rozliczenia. Zwiastowała to każ­da z siedmiu trąb[3].
W wielkim kręgu zasiadło dwudziestu czterech wodzów[4], którzy swoją mądrością służyli Panu. Pośrodku zaś nich Ten, który nimi włada, a obok nich Ten, który ich prowadzi, nad nimi zawisły niebo i Księżyc[5].
W owym czasie, tylko gwiazdy wschodziły jedna po drugiej, ustawiając się w szyku, jak wojska Moabu[6].
Zgromadzeni usłyszeli świadectwo Pana, skrytego przed wzro­kiem. Mrok otaczał Jego Tron. Stamtąd widział wszystkich zebranych, a w ich ciałach przeglądała się łuna zmęczonego nieba, odbijając swe kształty na tle górskiej przestrzeni. Cierpiał, gdy na całej Ziemi nie pozostawiono żadnego miejsca, nawet w sercu, przy któ­rym mógłby się ogrzać.
Pozostawić miejsce Stwórcy, to uznać godność drugiego czło­wieka, przyznać prawo życia, nie czyniąc śmierci istotom ży­wym. Nie jest w służbie Stwórcy uległość, bowiem takich potrzebują kościoły, wszelkiej maści lubieżnicy i karły – czynią tak, aby władać motłochem. Mamonie[7] służą frazesem, a jej siła – odciągnąć od czło­wieka. – Ci, którzy kroczycie wraz z fałszywymi prorokami i uczo­nymi w piśmie lewickimi śpiewakami, staniecie się hołotą – tak stanowi prawo. I was zdepcze stopa Sprawiedliwego, przygnie­cie Jego palec. Pan mocny jest w słowie i pełen czynu. Nie zraża się, nisz­cząc tysiące, które na śmierć prowadzą miliardy.
– Zawróć, Ziemio! – wołałem na głuszy.
Wznieśli świątynie i lepili Bogów, potem usta­wili warownie, niszcząc się wzajemnie – grabiąc, a przy tym nie szczędzili środków. Stworzyli broń, mordując braci, a kiedy skoń­czyli, zaczęli uczto­wać, sącząc wargi w krwi moich stworzeń. Rzekł: „Ja jestem Pan i zgładzę człowieka, którego uczyniliśmy nam na obraz”.
Nauczali, że prawem świata, zabijać słabszych, bo wszelka istota, z natury służy ludziom. Czemu się nie zdziwiłem i nie unio­słem w gniewie, gdy mordowali braci, porywali i szarpali siostry.
Wznieśli się z wiedzą, mówiąc: – Życie samo powstało!
Ulecieli do gwiazd, zajmując Czerwoną Planetę. Ziemię – mat­kę, darowaną w obfitości, zgładzili, paląc i trując okrutnie.
Potęgą ziemski padół, zniszczony wyrośnie. Tu zaszczepi­łem życie, kopiując formy z Eremu.
– Żyjesz w inkubatorze, człowieku – tak mówi Pan.
A jeśli nie zmienisz się, nie pozostawisz wyboru. Ręka Pana zgładzi twe oblicze, wraz z Ziemią. Zetrę cię w proch i zgniotę twój rodzaj. Przyozdobię głowicą marną twe szczątki. Jak pył skończysz, gdyż pyłem jesteś i zabierasz życiowy pierwiastek, z którego sączyć tobie nie było dane.
Gwiazdy maszerowały, unosząc się po bezkresie, ustawiając się w szyku, czyniąc to na chwałę Najwyższego. Jednoczyły się solidarnie, cią­gnąc w prostym układzie, nieprzejednane w walce, zdo­bione jasno­ścią – światło niosły odległe, znacząc koniec trwania lub początek drogi. Cisza i ciemność zgromadzone wokół, były jak jęk, któ­ry wą­tli się w duszach zagubionych.
Wędrowiec przemierzając samotnie pustynię nie wie, gdzie ciemność owa go doprowadzi, a słyszy jedynie w uszach szme­ry nawołujące z bezkresu. One gromadząc się w głowie, wywołują wizje: łechcą i drapią, ospale nurtując zaginione obrazy z minionej epo­ki. Często dziwne – czasem to strach, a niekiedy zwykła radość.
Podnieśli się zebrani, kierując wzrok na Pana. Każdą myślą przeszywane zwątpienie, targające się w odczu­ciach, skierowane do człowieka i skupione na jego czynach.
Musieli tę rzecz osądzić, każdy w sobie, wedle prawa. I stało się słowem, które bez wypowiedzenia zrozumie żywa istota, bo Pra­wo to siła, dająca domiar duchowi; wątpiący odrzuci prze­słanie.
Kel el znali ludzi, którym służyli od wieków. Tylko oczyma spoglądali w nadziei – rozdzierając przestrzeń skowytów, zakrytą w czerwieni – na nastanie czegoś liczyli, gdy będą już mogli odpocząć. Człowiek przez wieki, dość już zmęczył próżnością.
Wszechogarniająca ciemność dawała się we znaki, krusząc wszel­ki budulec, wprowadzała w obieg myśli, nawet te najwytrwalsze, jeszcze większe poczucie zmęczenia. Czekający, zachowując w tym po­korę, wytrwali. Czuwający przyjęli brzemię zbliżające ich do zwycięstwa.
Wyczekiwanie bywa trudne, za każdym razem, kiedy na­stę­puje. I żaden twór ze świata, nie odżegnuje się od tego. Nikt nie jest na tyle też silny, w swej mocy widząc, że niewielki pozostał już czas do nieuniknionego: dla człowieka z Ziemi, osąd oznaczał koniec ist­nienia; dla wielu z kel el, był to początek zapowiadanej z dawna, wiel­kiej uczty. Podła ludzka gadzina, miała przepaść w nicości, cze­go pragnęli wszyscy, godząc się na jej zatarcie.
Bo czyż jest coś słodszego nad krew ludzi? mawiał kiedyś Mi­chael[8], wpatrując się w ciało umierającej dziewczyny.
Była piękna, lecz jej czyny i życie przepełniały ją obrzydli­wością w oczach Stwórcy i prawa, które, dopóki żyła nie miało dla niej większego znaczenia.
I czyż jest to okrutne, że karze się tak ludzi? Z ich punktu widzenia na pewno.
Człowiek rozszarpany na wpół, wygląda marnie, jak więk­szość żywych istot, pochodzących z Ziemi. Dręczy je sam, mimo za­kazu, żywi się ich pierwiastkiem. Spragniony mięsa, rwie kęsy z ży­wego ciała. Bezbronna istota wznosi krzyk: – Nie słyszysz, człowieku!… Lecz my posłyszeliśmy, przybędziemy oddać należną zapłatę.
Wyzwalając tchnienie[9] odczuwa się nieunikniony koniec, ga­szący żywe ciało, które oddziela się od życia, wydając ostatni możliwy dech[10]. Zapomniał człowiek o przeznaczeniu. Staliśmy się mu jawami we śnie. Przebudził się z mocnego snu i upadł hardy, waląc o ziemię.
Ciało wiotczeje, a członki spowalniają, napięcie mija, pozo­stawiając nieskończony bezruch. Trup żywy, nieprzepełniony zgni­lizną, poraża i trwoży nieumarłych. Zjadając wolne od tchnienia ciała, pogrąża się człowiek w materii skalanej. Tak nie przywiedzie zmysłów, opuszczając mądrość i prawa, zawarte w jego wnętrzu.
Nie ma w trupie człowieka żadnego piękna. Najważniejszą uro­dę stanowi umysł, który dostarcza wrażeń i kształtuje pojmo­wanie świata. Piękno wyraża każdą czynność, którą dokonuje się w życiu, za pośrednictwem nośnika – ciała, będącego osnową energii, podzielonej i rozróżnionej na Ziemi, z uwagi na słabość jej konstruk­cji oraz dążenie człowieka do wieczności.
W boju tym, przodek Adama, pozostaje sam – wyobcowany i wynaturzony z cech, którymi go obdarzono.
Ludzie nigdy nie potrafili zrozumieć znamiennego faktu – mó­wiącego wprost, że ciało stanowi zewnętrzną powłokę; jest osno­wą życia, ale nie czyni nim. Myśli i słowa, wobec przemijania ziemskiego życia, pozwalają dotrzymać wartości pozostałych w czło­wieku, płynących ze źródła, ujarzmionego wielkim tchnieniem materii Pana.
Ważne jest to, kim jest dany człowiek. Jego cechy związane z charakterem, sposobem bycia i pojmowania oraz zasady, których się trzyma. – To jest zawsze miłe Stwórcy. Jednak czy znalazł tym razem takich ludzi?
Poszukiwał w nicości nieposkromionego słowa, odkrywając tchnienie wyrodne, latorośl zatrutą. Dech zamierzył oddechem, mier­żące życie, nieustannie od­krywał, zwodniczą substancję. Upadek złożył na szali, wyklinał i złorzeczył, zatruwając jadem.
Wyszedł naprzeciw istocie, którą znał z pierwszej Ziemi – twór z Aldae-ika, władający Padołem[11].
Sercem nie mógł odkryć, nie zdołał dostrzec powieką. Sa­motny Ojciec, w kraju Szinear[12] – z daleka od ludzi, pomiędzy pa­górkami Atlasu[13], mosiężnych kwater jaskiń – odległej Północy i w miastach rozległych, zasłyniętych wielkością.
Budził się, gdy dostrzegał prawdziwe dzieło człowieka. W pędzie omdle­wał, nadmiarem rażony trucizny. Strapiony, na strzępy roz­rywał pustynie. Skały wypiętrzył, wylewając lawę, tłocząc ją ku po­wierzchni, dym zbierał w grani, wypełniając nim ocean niebios.
Człowiek z padołu patrząc – myślał, że świat płonie.
I tak zmierzając gnał za miłością, naiwnie wierząc w dobroć rodzaju. I nic nie dostrzegł, prócz jadu. Dech mieszał z oddechem, sapał i wzbierał – na próżno go­niąc w omdlałym pędzie. Zatrzymał się, upadł – zawrócił na Syjon.
Człowiek Jemu stracony – rodzaj ponury. Powrócił i za­siadł, wśród swego ludu, samotny i cichy, prze­ciw tak wielu…
Pośród tej martwoty, w oczekiwaniu – dało się dostrzec blask, który przytknął złowieszczą łuną do poświaty Ziemi, kryjąc się w zakątkach światła i nocy. Roztaczająca się barwa, nie była przy­chylna ludziom, a tłocznia gniewu szykowała się na tarcie w proch. Bezlitośnie wezbrana machina, napędzana gniewem, nie za­trzyma się, dopóki nie wykosi, karła parchatego z piasku i kamieni.
Po przybyciu, ustawili się blisko ognia, który wytworzyła Księga Życia, w pobliżu Tronu Pana i tronów dwudziestu czterech wodzów – panujących odwiecznie[14], nad emocjami stworzeń oraz wiecz­nym tchnieniem[15]. Czekali niecierpliwie, spoglądając po so­bie. Nie rozmawiali, nie wydali słyszalnych nikomu szeptów. Przerzucali obowiązek rozmowy z Panem, tłocząc się przy sobie, poczuli z nagła dawną, zapomnianą poniekąd, obec­ność stadną. Podyktowana została przymuszoną koniecznością. Nie stanowiło to wyrazu woli czy pragnienia – tak należy to zrozu­mieć, pojąć i zapisać. Zgła­dzić szumowinę z pradawnego oblicza: tego pragnęliśmy, pełni na­dziei.
Zdziwieni byli tym, że Pan istniał… Pobożni ludzie, śmieszność przywołujący samym widokiem. Odważni na Ziemi, niszczący lud swój i rodzaj, odbierający życie. Tchórze, gdy poproszono obyczajem o zwykłą rozmowę. Tłoczyli się w strachu, gdy nie­pokój wzbudzał, ustawiony w pobliżu zastęp kel el, który obecnością dowodził słuszności istnienia Eremu.
Ludzie przywdziali długie szaty. Płótno, z którego je wy­ko­nano podobne było do jedwabiu, a kolor do bieli. Stawili się czy­ści, przed obliczem Pana, maskując przywary ubiorem. Przynajm­niej zewnętrznie, uznając mętnie czystość ciała, za czystość ducha. Nie­raz tak czynią, ukazując się w malowidłach: świecący, błyszczący i zdobni. Lukrowani słodkościami goryczy, zadają ból czującym za­pachy. Kel el wyczuwa z oddali najmniejszą woń, rozumiejąc na­stro­je stworzeń, których nie przenika wzrokiem. Odkrywa emocje, obserwuje i drąży, poznaje po czynach.
Uziel patrzył na nich, wodząc ciągle ich postacie, swym wy­jątkowo złowieszczym wzrokiem – znał te tchnienia. Wiedział, że przy­byli przed Tron Pana, kłamać i szukać winnych własnego losu.
– Dobyć broni i zabić ludzi, byłoby tu sprawiedliwie – myślał, przez wzgląd na rozliczne ofiary Ziemi[16]. – Może zamierzają ponarzekać albo poskarżyć się na złe traktowa­nie? – Uziel rozważał ewentualności.


Przypisy do tekstu

[1] Pięć krańców Ziemi oznacza tu Amerykę Północną i Południową, Afrykę, Eurazję, Austra­lię i krainy lodu: Grenlandia i Antarktyda. Ludzie mieli zasiedlić całą Ziemię. Odpowiadali, jako zbiorowość, a nie, jako wybrany czy uprzywilejowany naród.
[2] Aszdod – dosł. „mocny, potężny”. Jedno z głównych pięciu miast (Aszdod, Aszkelon, Gat, Ga­za, Ekron) Filistynów (po upadku tzw. Ludów Morza, osiedlili się w tym rejonie). Miesz­kali tam także Anakici (olbrzymi), po wygnaniu z Hebronu przez Kaleba – Por. Joz 11,22. Po­chodzą z tego miejsca Aszdodyci. Miasto powstało w czasach starożytnego Kanaanu. Pod koniec XIII w. p.n.e. miasto zniszczyły Ludy Morza – m.in. Filistyni, którzy później tu osie­dli. Kości olbrzymów znaleziono również pod koniec XIX w. n.e. w posiadłości Adena w Chil­licothe w Stanach Zjednoczonych. Wzrost od 2,5 do 3 m. Grupę tę zidentyfikowano jako kul­tura Adena, od nazwy posiadłości.
W Aszdod oddawano cześć Dagonowi, zarówno za czasów Kananejczyków, jak i Filistynów. Aszdod przewodziło w VIII w. p.n.e. powstaniu przeciwko Asyrii. Świątynia Dagona została zburzona przez Machabeuszy, dopiero w II w. p.n.e. W IV w. p.n.e. zmieniono nazwę miasta na Izotus (łac. Azotus). Dokonał tego Aleksander III Macedoński. Miasto było ważne ze wzglę­du na bliskość wybrzeża – 5 km oraz sprawowaną kontrolę nad portem Azotus Para­liyus.
Miasto na nowo powołano w czasach nowożytnych, w obecnym Izraelu.
[3] Znaczenie symboliki trąb związane jest z wizją widoczną w Apokalipsie Jana. Każda z trąb ma inne znaczenie. Opis apokaliptyczny nie jest spójny.
Pierwsza trąba – grad i ogień spada na ziemię, niszcząc trzecią część ziemi, drzew i trawę zieloną – por. Ap 8,7. Druga trąba – wielka góra ognia wrzucona do morza, woda zmienia się w krew, odbierając życie trzeciej części stworzeń żyjących w wodach i mających tchnienie – por. Ap 8,8. To stwierdzenie powstałe przy drugiej trąbie to jedna z perełek, która mówi, że życie jest w tchnieniu, co uzasadnia, czemu nie wolno jeść zwierząt z tchnieniem. Wszelkie inne istoty wolno. Trzecia trąba – spada wielka gwiazda, która niszczy wody, a na imię jej Piołun, a ludzie umierają od gorzkiej wody – por. Ap. 8,10. Czwarta trąba – zaburzenie dnia i nocy, zniszczenie Słońca, gwiazd i Księżyca – por. Ap 8,7. Piąta trąba – gwiazda spada na Ziemię, uwalniając szarańczę – następuje „pierwsze biada” – por. Ap. 9,1. Szósta trąba – przywołuje wolność czterem aniołom związanym nad rzeką Eufrat, którzy niszczą trzecią część ludzkości – następuje „drugie biada” – por. Ap 9,13. Siódma trąba – zwołuje donośne głosy i zapowiada panowanie – por. Ap 11,15.
[4] Biblia, w Apokalipsie Jana wspomina dwudziestu czterech starców zasiadających na tronach przed Tronem Pana – por. Ap 11,16. Dwudziestu czterech siedzących starców wokół Tronu, na dwudziestu czterech tronach. Apokalipsa wskazuje, że są „odziani w białe szaty, a na ich głowach złote wieńce” – por. Ap. 4,4. Motyw ten pojawia się, gdy dochodzi do określe­nia losów całej ludzkości. Dwudziestu czterech starców chwali Stwórcę, oddając mu pokłon – por. Ap 19,4.
Po upadku zastępów Beliara, którego Biblia określa „szatanem” – por. Ap. 20,7, pojawia się osąd, w którym w wizji Tronu Stwórcy brak już dwudziestu czterech. Dowodzi to tego, że aniołowie stracili bezpowrotnie siłę. Trony dwudziestu czterech, to symbol władzy kel el, któ­rzy na równi ze Stwórcą sądzili człowieka. Posiadali takie prawo, wynikłe z naznaczenia.
Obecna wizja biblijna jest niejasna i nastręcza pewnych kłopotów. Mówi o tysiącu lat, w których wybrani królowali, a dopiero wówczas uwolniono zastępy Beliara, które poniosły nieuniknioną i przypisaną im klęskę. Po tym, następuje właściwy sąd – por. Ap 20. W opisie tym jasnym jest, iż mowa tu o wojnie, w wyniku której aniołowie – subtelnie rzecz ujmując, schodzą z piedestału brązowniczo-gnomonicznej historii, tworzonej przez człowieka.
W tekście książki, w odróżnieniu od Biblii, dwudziestu czterech uznanych jest za wodzów, rzą­dzących emocjami, zaszczepionymi pierwotnie w człowieku. Określają przez to naturę ludz­ką i pozwalają, po właściwym poznaniu, na panowanie nad światem. Odrzucenie wo­dzów i ukazanie ich, jako starców, co kojarzy się z nieudolnością – gdyż starość nie wystę­puje w Eremie, gdzie istnieje się wiecznie – uznać należy za niewłaściwe i celowe.
[5] Dosł. przed Panem całego świata (ważne określenie), w opisie Księgi Zachariasza, stoją dwaj po­mazańcy, którzy zostali ukazani jako dwie oliwki, z prawej i lewej strony świecznika – por. Za 4, 11-14.
[6] Moab – dosł. „wody, tzn. nasienie, potomstwo ojca”. Syn Lota i jego starszej córki, przez to lud spokrewniony z Izraelitami. Moab położony był na wschodnim brzegu Jordanu, na wyżynie leżącej między Morzem Martwym, a Pustynią Syryjsko-Arabską. Moab toczył wojny z Izraelem do VIII w. p.n.e., kiedy to stracił niezależność. Do głównych czczonych tam bóstw należał Baal-Peor oraz Asztarte.
Moab był synem starszej córki Lota i jego samego, praojcem Moabitów. Córki Lota, po ujściu z Sodomy i Gomory zamieszkiwały z ojcem w jaskini. Chcąc mieć dzieci, upijały ojca do nie­przytomności i spółkowały z nim „na sposób wszystkim właściwy” i tak poczęły synów: pra­ojców Ammonitów i Moabitów – por. Rdz. 19, 15 – 38.
W tekście książki, wojska Moabu oznaczają zbrojnych, szykujących się do walki. Moabici znaj­dowali się w ciągłej walce. Jako lud uznający Astarte, cieszyli się przychylnością Uziela.
[7] Mamona – żart. o pieniądzach. W średniowieczu, Mamon był demonem uosabiającym chciwość, ceniącym dobra docze­sne.
[8] Michael – znany wśród ludzi jako Michał – Archanioł Michał. W tradycji chrześcijańskiej anioł, który przeciwstawił się szatanowi – Por. Dn 10,13; Ap 12, 7-12. Michał jest opie­ku­nem ludzi, sprzyjającym Stwórcy.
Podwładny Mittariela, jeden z dowódców Zastępu Smoka (drugi Samengolef). Obrońca Bram Erebu. Po objęciu przez Uziela tytułu Pana Eremu, dowódca Natanaela, służący w Za­stę­pie Węża.
[9] Tchnienie stanowi siłę ożywczą każdej żywej istoty. W nim zawiera się substancja stano­wiąca o sile życiowej człowieka, będąca napędem świadomym dla ciała, będącego me­cha­niczną strukturą stworzoną z substancji umożliwiających egzystencję w danej strukturze świata, zależnej od środowiska życia. Tchnienie jest nośnikiem i stanowi o tym, że energia nie zanika; w tym i energia ludzka, zgromadzona i przetwarzana we własnym środowisku, złożonym z neuronów.
[10] Śmierć fizyczna, nieoznaczana śmierci duchowej. Duch stanowi substancję niemate­rialną, wiążącą ciało i psyche – tzw. duszę.
[11] Tu: zamiennie z nazwą planety Ziemia.
[12] Szinear – bibl. oznaczenie dolnej części dorzecza Tygrysu i Eufratu. Utożsamiany z Sume­rem – najstarszą cywilizacja ludzką, a następnie z Babilonem. Zwany też „krajem dwóch miast” lub „krajem lwów”. Przekaz biblijny mówi o miastach Babel, Erek, Akkad i Kalne w kraju Szinear – Por. Rdz 10,10.
[13] Atlas – góry w północno-zachodniej Afryce. W mit. grec. jeden z tytanów, skazanych przez Zeusa na dźwiganie sklepienia niebieskiego. Utożsamiany ze znajomością astronomii.
[14] Odwiecznie – oznacza, że od niepamiętnych czasów.  Może jednak zostać przerwane.
[15] Wieczne tchnienie – oznacza, że nigdy nie zgaśnie. Jest trwałe i nie zanika, ale może zo­stać przekształcone.
[16] Ofiary Ziemi – dosł. „ofiary z planety” – oznacza wszystkie żywe istoty, posiadające tchnie­nie lub pierwiastek życia, zgodnie z zasadą wyrażoną w Rdz 9, 04; por. Rdz 6, 17 czy Rdz 7, 22. W kontekście Ap 8,8 – giną tylko te istoty, które mają ożywcze tchnienie.
Współcześnie: Polska Akcja Humanitarna (PAH) podaje, że 15 000 dzieci dziennie umiera na świecie z powodu głodu. Ponad 925 000 000 ludzi cierpi chronicznie z głodu. Co roku, z powodu braku żywności umiera 10 900 000 dzieci, poniżej 5 roku życia. Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) na drogach, w wyniku śmiertelnych wypadków ginie rokrocznie 1 200 000 osób. W tym samym czasie 50 000 000 osób odnosi trwałe obrażenia. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że z powodu chorób cywilizacyj­nych przedwcześnie umiera na Ziemi 17 000 000 osób.
W okresie tego samego roku na całej Ziemi zabitych zostaje aż 70 000 000 000 zwierząt hodowlanych (nie wliczając mordowanych zwierząt żyjących w zasobach naturalnych) – mówimy o zwierzętach posiadających ożywcze tchnienie.
Wspólna produkcja roślinna oraz jej spożycie obniżyłaby światowy wskaźnik śmierci, a kierowanie się dobrem ludzkości, a nie zyskiem dałoby poprawę obniżając światowy wskaź­nik umieralności.
Współcześnie historia się powtarza. To Izrael złamał prawo, a w okresie drugiej Ziemi, takich Izraelów szkodzących Ziemi było aż pięć. Prawo współcześnie wyrażone zostało w Rdz 1,29 i mówi, że roślina z nasieniem, drzewo z owocem i nasieniem mają być pokarmem ludzkości. Tego nie stosowano, gdyż w Biblii w dalszych rozdziałach znajdziecie masę opisów wskazu­jących na krwawe ofiary z zarzynanych zwierząt. Samo święto Paschy ma w swoim pierwot­nym wyrazie przykaz kropienia progów domów oraz stropów krwią pochodzącą ze świeżo zabitych zwierząt ofiarnych. Tym samym, wyznaczono ludzkości krwawy marsz, prowadzący ją do losu zbliżonego w opisanym Rozdziale I tej książki. Stwórca nie potrzebuje ofiar krwa­wych. To ludzkość czyni z niego sadystę!
Wskazana tu została jedna z przyczyn, występujących współcześnie, która i dawniej spowo­dowała degradację człowieka wobec Stwórcy. Wspomnieć należy, iż nikt nie zamierzał znisz­czyć ludzi ani ich karać. Kel el i ich Stwórca dostrzegali – bardziej niż sami ludzie – piękno indywidualne, rozsiane w człowieku. Zostało ono zniszczone przez grupy władzy, przenik­nęło do wszystkich zasobów cywilizacyjnych, powodując jego całkowite zatracenie. Stwórca zbyt zaufał ludziom, kładąc na szalę los kel el, wybrał ludzi. To przyczyniło się do upadku, który Autor opisał ze szczegółami w książce.


Forbidden Seek po angielsku
Cooking page


 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.