Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana

Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana

Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana to fragment z książki Pierwsza wojna w niebie: Dziedzictwo. Książka ukazała się kilka lat temu, następnie przeszła mały lifting. Obecnie nie będzie dostępna. Publikujemy jej fragmenty w sieci. Głos Stwórcy czasem rozbrzmiewa, poprzez słowa wypowiadane przez ludzi. I ten głos powinien być słyszalny dla wszystkich. 

Sąd nad I i II Ziemią to nie żart, ale konsekwencja czynów człowieka. Nie docierał do nich głos, za co przyszło im zapłacić. Nie było to całkowite unicestwienie, ale przemiana dająca im szansę. Za każdym podejściem, osłabiano naturę ludzką i wprowadzano nowy rozdział. W każdym z etapów, mógł człowiek żyć i umierać, wracać do świata. Odbyło się to w trzech różnych cyklach, wewnątrz których zachodziły wszelkie możliwe konfiguracje. Reinkarnacja to fakt, ale na trzech poziomach, nie na jednym. 

Niebo nie ma zbyt wielu tajemnic. To jest prosty mechanizm. Ludzie lekceważą głos i sami komplikują świat, dręcząc jego stworzenia. Przez to, Ziemia stała się Piekłem, a szatan z buntownika, stał się uosobieniem człowieka.



Teksty powiązane z tematyką książek z serii Przemilczeć Armagedon 

Dzieje ludu hinza 3 Arakad prawodawcy
Bliskością pisarza jest jego dzieło
Szeol – starotestamentowe królestwo zmarłych
Czy Bóg naprawdę istnieje?
Ziemia wyczerpała się
Nie wierzcie religiom, nie ufajcie ludziom
Niezwykły szatan, niczym bumerang
Doktryna zła zapoczątkowuje
Bestia i krew. Padlinożercy z Ziemi
Cielesny gwałt na człowieku
Jedna ludzkość, jedno prawo
Pierwsza wojna w niebie recenzja autorska
Biblia Szatana mądra księga
Raj na Ziemi. Czy to możliwe?
Konsekwencja: Nie dusze, a tchnienia.
Przeobrazić się w anioła, to nie 1 i 2 i 3
Uziel przynosi światło
Beliar powitany, z hołdem Pana Eremu
Znamię Bestii – abstrakcja słowna
Mark to Antychryst, Szatan, Bestia…
Oto człowiek, stał się taki jak my Hinza 1
50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon
Na Syjon przybyli ludzie z 5 krańców Ziemi
Ciało, dusza i forma dla anioła i człowieka
Szatan – smukły w talii, gotów do walki


Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana
Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana. Przypisano ten świat Złu, nazywając je imieniem buntownika, któremu leżało na sercu dobro człowieka.

Głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana

A głos, wołający w konaniu, trafił przed oblicze Pana i przedstawił prawdę o człowieku… Była to rzecz okrutna, a czyny je­go porażały.

I był Pan zapalczywy w gniewie, że człowiek Go nie usłu­chał. Nie mógł nic już zrobić, gdyż krew przelała ziemię, wsiąkając w jej wieczne odmęty.

Los ludzi był przesądzony. Prawo nakazywało uprzednio sąd. Stało się temu zadość. – Ostrza, już dawno, gotowe były do żniw. I ujrzał Pan świadectwo złożone przez duchy. I poczuł gromki smak i jego cierpką woń.

Człowiek pierwszej i drugiej Ziemi zaczął nawet hodować zwierzęta na innych planetach. Wywoził je w szklanych pojemni­kach, gdzie na miejscu, nadawał im dopiero określone i korzystne dla siebie kształty. Nie były to już tożsame Ziemi zwierzęta i ro­śliny, które uczynił Pan. Nie stanowiły podobieństwa ani obrazu tego, który otrzymali ludzie. I nic już nie przypominało dawnych ogrodów.

– Na pohybel Ziemi, ludziom i ich dziełu… – wtedy byliśmy, co do tego zgodni, stając za sobą społem.

Trwożył się Stwórca, wobec swych synów, zląkł się wypa­trując buntu. Mógł przyjąć na siebie to cierpienie i zjednoczyć się z nim. Rozpadłby się w jedności z tym, co pozostawił po sobie czło­wiek. Z żalu podupadł i zamknął, we własnym miłosierdziu zacho­wał ból, rozmyślając nad esencją. Stwórca był zdecydowanie zawie­dziony.

Trwał w bezruchu, pozostając w ciemności Tronu, i gdyby tylko umiał przelewać łzy, jak czynią to ludzie, pewnie wtedy, po­lałyby się one całym strumieniem, zwracając życie ogołoconej Ziemi.

Z jednej kropli pierwotnego oceanu, stworzyłby dla świata wody, a niebu przywrócił ujścia chmur. I wypełnił materiałem strugi, czyniąc potoki, jeziora, oceany i morza. Człowiek, z krwi żyjących, przelanej tak niecnie, uczynił znacznie więcej niż Pan z łzy jednej, nieprzymuszonej wydarciem, rozpierzchłej na skale nieprzymuszonego życia.

Zawiedzenie śmiertelnikiem, szczególnie w tym dniu, doku­czało wielkości Pana. Nie wiedział sam, co począć z owym trądem i wrzodem, który trącał boleśnie jego członki. Starał się tłumaczyć, ale tylko sobie, bo w niczym się nie zwracał… przy­najmniej do mnie.

Nie znajdował żadnej możliwości, ani słów na to, żeby wyrazić, jak było Mu w owym czasie źle. Dawno nikt Go takim nie widział.

Zgromadzeni rozumieli to, widząc naocznie przyczynę skry­wania w ciemnościach. Musiał to w sobie przetrawić. Gniew byłby tu złym doradcą; splamił zbyt szybko Ziemię i wytarł ją w proch. Próba zawiodła. Powłoka musiała pozostać na miejscu. – Nie było rady.

Haniebny postument wyraził Twą słabość – Stwórco. Ród ziemski pohańbił Twe leża. Ten nieprzejednany głupiec, skąpany doskonałością Eremu, wygiął się i zawłaszczył samowolę. – Ode­brał nam wolę, trącając nieuzyskaną zapłatę.

Jemu jednemu ofiarę spełniono uczciwie. Bez­piecz­ny zakątek został darowany, z dala od troski i biedy. Człowiek gwiaz­dą otarł swe macki – błyszczały, świecąc się w ciemności – przytłumionej sadzą. Wyszedł na arenę dziejów, ofiarnik okrutny, skuty pychą, pełen buty – w gnuśności mocny i swobodzie.

I dano mu możliwość wymowy, prosząc błagal­nie na dyskurs[1] – przesądzając los świata i jego w tym rolę wszelaką – mierzoną w rozciągłości wspólnej i wadzeniu wzajemnym. – Ta­kie to niefrasobliwe, a jednak… Możliwe po latach i spełnia się wizja przeklęta.

Poróżnił się z nami samym wzrokiem, widząc w zastępie służbę[2]. Prowadzić mieli go, posłużyć za hebel i wielbić. Pośrednik miał być jego pochlebcą. Nie wiedział Efor i zapomniała Diu­ra[3], a doniesiono im o niegodziwości. Wsłuchać się nie mogli w szepty, słów nie rozumiejąc, głów nie wznosili. Zbyt wielka buta, ale nie zgładzono czerwia[4], wznosząc i dając perspektywę życiu.

Nie spodziewał się klęski, poniesionej o zmroku – wydały go jęki zamordowanych stworzeń: zabiedzonych, zagłodzonych, wy­żartych do pręgi[5]. Przybyłem samotnie, bez orszaku i tysięcy kaheli. Chcia­łem doświadczyć rozumu. Zawiedli, zawiedli mnie, a ja im za­wie­rzyłem. – Ja zdradzony, co prawo stanowił dla Ziemi.

– Stanął! Nie sapał! Zaniemówił w marszu. Osąd rozpoczęty, dzie­ło dokończone – wymówiłem. – Nic więcej powiedzieć nie mogłem.

Miał szansę wielką, lecz zmarnował, co dane za­wczasu. Olbrzymia krzywda i jej rozgłos. Czyż życie tak działa? Ma­wiali mi, że prawo stoi po stronie ich mocy, od Bogów, którzy kro­czą po ziemskim padole, a oni wznoszą się i przeglądają w gwiaz­dach.

Płócienna masa, zawieszona u ściany, wskazuje rozmiar ich wiedzy oraz drogę, którą przebyli. Mieszkańcy Efor i Diury, po­gromcy stworzeń i podróżnicy oraz głupcy. Wznieśli się ponad pa­dołem, odrywając stopy. Spojrzeli z wysoka i nie dostrzegli tam Bo­gów, skrytych w przyciemnionej marze.

W przestrzeni znajdowała się pustka, której nie rozumieli. Kroczyć przez wszechrzecz, to po­znać klucze i skróty, aby o poranku z wieczorem, nie zmylić po­wrotu.

Ja Prawo przyniosłem, a Beliar dał życie. Nie moja to zwada, lecz zadanie, abym wszędzie kroczył. Czy go nie wsparłem? Moż­liwe, ale on zawiódł, sprzeniewierzając się naszym regułom. Nieułomny, lecz w pełni sił i rozumu.

Odgadnąć człowieka można, gdy spędza się z nim tysiąclecie całe, a potem jednym małym gestem, on zwiedzie, zakopie budulec. Cóż? Zwątpić nam przyjdzie. Wyczekiwać trzeba, bo człek dumny i mocny, przekonany o sobie. Dajemy im czas, albo nadto czasu?

On! wrzasnąłem. – Najwyższy, zapoczątkował życie planety. Po­darował ludziom świat w posiadanie – pomyślał Uziel, patrząc na Stwórcę. Żałował jednocześnie za Niego. Ale nie dał nic na wła­sność? – zastanawiałem się, raniąc okrutnie emocje. – Określił reguły, które złamano, przez co stały się nic nieznaczącymi słowami, zapisanymi w księgach prawa, z dawna nieotwieranymi stronami.

Człowiekowi nie o prawo i zasady rzecz idzie, lecz o władzę i wpływ doczesny. Tu i teraz, chce mieć samemu oraz być spośród siebie wyniesionym do granic. Myślą, że coś znaczą. Wa­riu­ją zbiorowo, a szaleństwo przywodzi u nich najskrytsze emocje. Bynajmniej, zawodzą się rzeczywistością i umierają samotnie. Po­zo­staliśmy im, bez wzajemności i poza perspektywą, niczym te ska­ły, których zburzyć nie mogą.

Prawo to nić, łącząca wieczność z teraźniejszością. Spoiwem mądrości jest tu słowo, przepełnione materią. Świat pozbawiony za­sad, nie ma praw – tym jest, co wyznaczy mu przypadek – nie­trwa­łe wówczas jest życie i jego czas nieokreślony. Brak kontroli, to upadek, po którym nic nie powstaje.

 

Pierwsza wojna w niebie: Dziedzictwo – fragment


Przypisy do tekstu

[1] Dyskurs – dyskusja, wywód przeprowadzony na zasadzie ściśle logicznego wnioskowania.

[2] Odniesienie do roli, którą ludzie przypisują aniołom, uważając ich za pośredników i straż­ników, pomiędzy człowiekiem a Bogiem.

[3] Odniesienia do dawnych miast ziemskich, istniejących przed trzecią Ziemią. Terminy książ­kowe.

[4] Czerw – larwa, pasożyt toczący drzewa. Tu: pogardliwie o człowieku.

[5] Pręga – mięso wołowe przedniej ćwierci, od łopatki do kolana.


Forbidden Seek po angielsku
Galeria Forbidden Seek
Cooking page


 

Głos, głos, głos, głos, głos… – tak brzmią tylko słowa. Ale, czy ludzkość gotowa jest przyjąć głos swego prawdziwego Stwórcy?

 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.