Agent Śledź i kilka tajnych akcji wywiadu

Agent Śledź i kilka tajnych akcji wywiadu

Agent Śledź to czołobitna postać z satyry Kaczkoduk przejmuje ster! To postać, która musi odnaleźć zaginionego kota Jarosława Kaczkoduka. W przeciwnym razie, mogą posypać się głowy – ale nie popiołem. 


Śledź i jego akcje wywiadowcze

Śledź był w Warchołowie i szykował się do porwania, którego ce­lem, był pierwszy krajowy kot dachowy, imieniem Ali Baba. Agenci, od trzech dni obserwowali dom Jarosława Kaczkoduka, na Zgniłym­bożu przy Drętwej jeden przez jeden, w którym zamieszkiwał owy kot. Dzisiejszego dnia, miało nastąpić decydujące uderzenie, którym chcia­no doprowadzić do uprowadzenia wpływowego zwierzęcia.

Jarosław wyszedł z rana. Przyjechała po niego nowiutka, służ­bowa „beemwucha”, w którą pośpiesznie wsiadł.

Kiedy samochód znik­nął za rogiem ulicy Jarwolińskiej, równo­legle biegnącej do Drę­twej, agenci specjalni przypuścili szturm na cha­łupę. Wydarto drzwi i dzie­sięciu uzbrojonych członków Centralne­go Biura Śledzącego, na­brawszy rozpędu, przez korytarz wpadło do wnę­trza pokoju gościn­nego, tłukąc epokową szklaną rybę i popiersie Lenina.

Kot nie uciekał i nie stawiał oporu. Siedział leniwie na parape­cie, jakby oczekiwał na nieunikniony los. Procedura wyznaczała ruty­nowe przechwycenie. Rzucono gaz dławiący, granat hukowy, a na ko­niec, wystrzelono ładunki, rażąc Ali Babę paralizatorem. Akcja odby­wała się w pełnym umundurowaniu, a główna siedziba wyraziła zgodę na użycie broni palnej.

W przypadku wpadki, chłopaki mieli przygoto­wany worek z ziel­skiem, które podrzuciliby do piwnicy. W zamrażal­niku lodówki ukry­li pół kilograma kokainy. Towar musiał „wyleżeć”, a gdyby okaza­ła się konieczna jakaś akcja, otwierało im to drzwi wej­ściowe oraz po­zwo­liłoby usadzić Kaczkoduka na długie lata.

– Miau! – wrzasnął kot. – Miau! – wydawał dźwięki i kręcił się ogłu­piały po pokoju, rzucając się, co kilka chwil na ścianę. Nie mógł przej­rzeć na oczy i prawie nic nie odczuwał. Agenci, na dobre dopadli go przy kuchennym stole. Przygwożdżony, nie miał siły stawić czynnego opo­ru. Dostał ponownie paralizatorem, standardowo kolbą od glocka i kil­ka razy „z kopa w pychol” (zgodnie z żargonem specsłużb).

Generała Pałkę, wykończył ten sam, doborowy oddział, działa­jący na specjalne rządowe zamówienie („białe rękawiczki” i „prosta kul­ka”). To było dziecinne w prostocie, więc po sukcesie, załatwili ko­lej­nego przeciwnika, eksterminując Andrzeja Lepidłę, który kochając życie i ludzi, rzekomo powiesił się na lince (w raporcie zapisano: „sa­mobójstwo”).

W życiorys służbowy wpisała się doniosła akcja z udzia­łem ka­pelana Popiołki, ale tym nie chwalili się, bo generalnie, usuwanie du­chownych nie leżało w modzie systemu, głównie z uwagi na ich roz­liczne zasługi oraz stałą współpracę państwa z kościołem.

O likwidację zabie­gała wyższa instancja, a skoro sojuszni­kom się nie odmawia, nie ro­biąc pod górkę, załatwiono kulkę, pasek i umę­czonego apostoła „spusz­czono z nurtem” (kolejna fraza ze słownika ope­racyjnego). Wy­łamał się „czarnej nomenklaturze” i musiał ponieść karę.

Na koniec tej systemowej farsy, potrzebny był męczennik, któ­rego „kropnięcie” i „spra­wienie” (dalszy ciąg słownika służb), po­zosta­wiło trwały nie­smak. Załatwiali też wielu innych, ale kota, wśród do­tych­czasowej klien­teli, mieli po raz pierwszy. Rząd nie szczędził im zle­ceń, dopóki chronili liczne układy i odłączali niepotrzebne wtyczki.

Dysponując odpowiednimi służbami, korzysta się z ich wiedzy i doświadczenia. Rozgrywanie decyduje o zdobyciu przewagi. Z cza­sem, szkoli się no­wych wyjadaczy, a starych „posyła na groblę”. Nie uda­ło się im zre­alizować zlecenia na Zbigniewa Stongę, ale wciąż nad tym ciężko pra­co­wali (harując od świtu po zmierzch).

Rozkaz, z ujęciem kota wykonali należycie. Przemeblowali miesz­kanie dla niepoznaki (dosłownie: „zrobili burdel”), aby sprawie na­dać wyraz politycznego włamania. Porwanie kota, mogło pozostać po­za podejrzeniem. Poza tym, kogo mógłby obchodzić, jakiś tam sier­ściuch? Wyłamane drzwi wskazywały, że mógł samoistnie oddalić się od domu.

Diagnoza śledczych brzmiałaby następująco: „Nigdy nie wy­cho­dził. To dla stworzenia znacznie gorzej. Z pewnością zaginął w ulicz­nym korku, na przedmieściach Warchołowa, stracony gdzieś pod kołami. Sprawa zamknięta”.    

Dokumenty poukładają, a kota zaczną szukać. Zanim się Kacz­ko­duk połapie, kicia zostanie wysłana ekspresem na tamten świat. Nikt nie mógł przeszkodzić Dubienieckiemu, zwłaszcza że akcja zo­sta­ła zawczasu precyzyjnie zaplanowana, włączając najlepszych eks­per­tów.

W centrali, postanowiono dodatkowo zyskać i ośmieszyć Kacz­koduka, że z całego majątku, nawet kasy ze skarpety mu nie za­brano, tylko jego życiowego partnera, kota.

– Kaczka, kiedyś dla nas pracował – wyjawił Śledź, spluwając plwo­cinę przed domem Jarosława. – A teraz, kurwa, wybił się na niepodle­głość! – zakrzyknął. – Myśli, że samodzielnie ugra – rozliczał byłego współ­pracownika. – Operacyjny pseudonim tego gościa, nie uwierzy­cie koledzy… – mówił na cały głos Śledź. – Dobra, a teraz uważajcie: „Karzeł”. – Pfu! Ponownie splunął i wsiadł do auta. – Pie­roński gnom! – wyklinał. – „Karzeł”, dobry tajny orędownik – dodał.

W drużynie zrobiło się nagle wesoło, z lekka wybuchały spa­zmy śmiechu, zdawało się usłyszeć rżenia. Przechadzając się po po­dwó­rzu, uchodząc z „kaczego dworu”, dyskutowali o jego wielkopań­skim mieszkańcu.

Po rozlicznych obrazach, malowanych na płótnie olej­ną farbą, wnosili, że „Karzeł” nosił się wysoko, bo musiał być ktoś znaczny, na­wet jakiś „możniejszy pan”.

Zwierzę czekało, zapakowane w bagażniku. Wiernopoddańczy Śledź otrzymał misję życia. Po udanym porwaniu, z trójką agentów, udał się do Kurtowa, aby dostarczyć Pułkownikowi cenną przesyłkę.

– Miau! – zaryczał kot, szarpiąc się w bagażniku.

– Kurwa, ucisz kicię! – krzyknął Śledź – Jaki jebaniec żywotny, sier­ściuch jeden! – grzmiał. – Helmut, daj z dwieście paralizatorem! – po­lecił podwładnemu.

Kot dostał kolejną dawkę i opadł z sił na dobre. Nieugięty, po­legł w zmaganiu. Potężne zwierzę, choć małe ciałem, silne charakte­rem, uosabiające naturę Jarosława, wierzgało do samego końca, za­nim ślepia nie zaszły mu obficie powieką. Kot był wierny i gotowy na swój los. Przypieczętował to w chwili, gdy zdecydował się być z Jaro­sławem. Ze wszystkich osób, które odwiedzały prezesa, nie znosił Kry­styny Palowicz, która merdała mu po gzymsach. Innych, mniej lub bar­dziej, był skłonny zaakceptować i nawet, na znak przyjaźni, poda­wać łaputę bez pazura.

Zbiegiem okoliczności, do hacjendy[1] Jarosława, przez otwar­te drzwi, wszedł inny sierściuch, łudząco podobny do Ali Baby, któ­rego przyciągnął zapach stęchłej karmy. Nażarł się i uwalił w legowi­sku prawowitego właściciela, po czym zasnął.

Agenci, zakończywszy akcję, odjechali.

Jarosław Kaczkoduk, korzystając z konwoju, opłacanego z fun­duszu partyjnego, w asyście doborowych ochroniarzy, wrócił tego dnia dość późno. Odbył wiele spotkań na ulicy Grodzkiej, gdzie mie­ściła się główna siedziba jego rodzimej partii oraz polityczny pokój scha­dzek „dobrej zmiany”. Notable każdej maści mieli tam wstęp, poza pewnym jegomościem, który przypadkiem został przywódcą narodu.

Po wejściu, prezes zauważył wyłamany zamek i uszkodzone drzwi. Ochrona zareagowała i nakazała mu pozostać w korytarzu. Sa­mi, ryzykując wtargnęli do środka, przeszukując mieszkanie. Czyn­ności wykonali należycie, że mucha nie siada. Wewnątrz nie znaleźli nic podejrzanego, poza ogólnym bałaganem, do którego zwykli się prz­y­zwyczaić, przebywając na co dzień w asyście naczelnika.

Jarosław na sygnał, że nic mu bezpośrednio nie zagraża, wbiegł do środka i poszukiwał uporczywie Ali Baby. Od czasu, gdy otrzymał trzy ha­nieb­ne kule, miał się na baczności. Sprawę tę, sprzed kilku lat zbaga­telizował, bo nawet gdyby chciał się zastrzelić, to i tak nie byłoby to możliwe, gdyż nie posiadał na podorędziu żadnej pu­kawki, poza pisto­lecikiem na wodę i zabytkowym korkowcem[2].

– Mru! – odezwał się kot-przybłęda.

– Jakoś dziś inaczej do mnie mówisz, biedaku – Jarosław Kaczkoduk za­gadał do przyjaciela. – Pewnie to stres – sondował. – Skrzywdzili zwie­rzę, niedobrzy ludzie – zamruczał w niezrozumiały sposób, na­wią­zując komunikację. Uśmiechnął się i pomiział małego. – Naj­waż­niejsze, że nic ci nie jest, pewnie to stres – podkreślił.

Jarosław Kaczkoduk, w niczym nie zorientował się, że to nie jest ukochany Ali Baba. Myślał tylko o tym, że jego towarzysz jest bez­piecz­ny i cały. Względy te, okazywały się być ponad wszelką wątpli­wość najistotniejsze. Wezwał do pomocy w porządkach, Beatę Krem­pę, Annę Sfatygowaną, Fryzie Mundurek oraz Beatę Szkło. Świadomie nie poprosił o pomoc Krystyny Palowicz, która ostatnim razem, gdy prze­by­wała na terenie domostwa, dziwnie się zachowywała, przytula­jąc się inaczej niż zazwyczaj i przejawiając parcie na kozetkę. Tego ro­dzaju harce nie były mu w głowie.

Czołobitni ochroniarze, wymienili zamek na nowy i ustawili poziom w drzwiach, aby Kaczkoduk mógł się zaryglować, gdy zapad­nie zmrok i zostanie „sam na sam” z kotem (bied­ny przybłęda nie zda­wał sobie sprawy, co też czeka go w tym przybytku raju).

– Zgłaszamy to? – zapytał jeden z nich.

– Nie tym razem – odpowiedział Jarosław Kaczkoduk. – Pewnie i tak umo­rzą, a po co im dawać satysfakcję, że boję się o życie – sprecyzo­wał. – Nie wolno ustępować – wyjaśniał – ani okazywać strachu. – W polityce – tłumaczył – mój drogi, tak to już jest, że nawet gdy czegoś bardzo nie chcemy, to i tak tworzymy pozory, aby nikt nie powiedział, że ma do czynienia ze słabym przywództwem – uzmysławiał.

– Wedle życzenia, mości panie prezesie – odpowiedział ochroniarz.


[1] Hacjenda – gospodarstwo rolne w Hiszpanii, popularne określenie w krajach Ameryki Ła­ciń­skiej; dom mieszkalny wraz z zabudowaniami gospodarczymi w tym gospodarstwie.

[2] Korkowiec – blaszany pistolet dziecięcy, z którego strzela się specjalnymi korkami.

 

Fragment satyry Kaczkoduk przejmuje ster! 


Polecam

Kaczkoduk przejmuje ster…I stał się orgazm

Bogaty świat Kaczkoduk przejmuje ster!

Kradł kable i poszedł na współpracę

Forbidden Seek po angielsku


 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.