50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon

50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon

50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon doszło do zgromadzenia, ważnego w historii planety Ziemia. Było to ostatnie znane temu rodzajowi spotkanie, którego depozytariusze przeprowadzili sąd nad człowiekiem oraz dokonali zmian w jego budowie, przyczyniając się do ograniczenia jego konstrukcji oraz funkcjonalności. Fragment zaprezentowany poniżej pochodzi z rozdziału pierwszego Proroctwo trzech z książki Pierwsza wojna w niebie: Dziedzictwo. To, co zdarzyło się 50 000 lat p.n.e. ma znaczenie dla nas i wpływ na to, kim jesteśmy. 


 

Teksty powiązane z tematyką książek z serii Przemilczeć Armagedon 

Dzieje ludu hinza 3 Arakad prawodawcy
Bliskością pisarza jest jego dzieło
Szeol – starotestamentowe królestwo zmarłych
Czy Bóg naprawdę istnieje?
Ziemia wyczerpała się
Nie wierzcie religiom, nie ufajcie ludziom
Niezwykły szatan, niczym bumerang
Doktryna zła zapoczątkowuje
Bestia i krew. Padlinożercy z Ziemi
Cielesny gwałt na człowieku
Jedna ludzkość, jedno prawo
Pierwsza wojna w niebie recenzja autorska
Biblia Szatana mądra księga
Raj na Ziemi. Czy to możliwe?
Konsekwencja: Nie dusze, a tchnienia.
Przeobrazić się w anioła, to nie 1 i 2 i 3
Uziel przynosi światło
Beliar powitany, z hołdem Pana Eremu
Znamię Bestii – abstrakcja słowna
Mark to Antychryst, Szatan, Bestia…
Oto człowiek, stał się taki jak my Hinza 1


 

50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon
50 000 lat p.n.e. na Górze Syjon dokonał się sąd nad człowiekiem i jego ponowne wpuszczenie do Ogrodu Eden.

Czas: 50 000 lat p.n.e. Miejsce: Góra Syjon.

[…] Wszystko to wydarzyło się dawno.

Wojna, zmieniła nas nie do poznania, szlifując na nowo, każ­dy z brzegów wiecznej materii. Ponownie uzyskaliśmy obraz siebie, pozostając zamkniętymi wobec nadziei, blasku i słowa. Nic już nie dyktowało wyrazów, nikt nie warunkował czynów – nastała pustka. Pustka potrafi być samotna, wypełniać i trwożyć, zapewniając pozory, przy uznaniu naszego wpływu na świat. Gdy nadchodzi, stajemy sami, ustawiając się przed obliczem ciemnego bezkresu, a w naszym wnętrzu nie ma okien i drzwi, za to, nie brakuje nonsensu i podszeptów. Za wszelką cenę, chcemy uciec, nie wiedząc dokąd, zmierzamy zmęczeni od codzienności.

Czytający te słowa, zapamiętaj, że oddaję tobie historię kel el, których ty, nazwiesz aniołami. Istotą ich istnienia, stało się Prawo.

Dawniej, dzierżyliśmy świat, istniejąc na straży sześciu innych… nadszedł czas, w którym upadliśmy. Nie było w tym wyzwolenia, lecz wszechogarniająca pustka.

Nie mylisz się. Usłyszałeś „upadek”. Wypowiedziałem te sło­wo, ale nie w tym rzecz: nie wiesz jednak, jaki stał się ku temu powód, bo błędnie uczono o naszej pysze. Nie słuchaj swych mędr­ców, stanowią pył, a pyłem nie kieruje rozum. Błądzą, wpatrzeni w cień człowieka.

Koniec nadszedł wraz z zemstą, czynioną z miłości, tak silnej i mocnej, że żadna skała, ni tworzywo, nie byłyby w stanie jej powstrzymać. Zastępuję słowa i uczę się wprzód, nabrzmiewam i rosnę, a potem upadam, chcąc wznieść się, do tego czym byłem i chciałem móc raz jeszcze, ten jedyny i ostatni, zobaczyć marsz mych braci, zwartych ze sobą w szyku, niechybionych rąk i stóp.

Jam przyniósł śmierć tym, co kochali, z brata i żony jego, wydzierając żywcem serca. W pomroku istnienia, stałem się trupem.

Jestem ostatnim wodzem kel el, potworem istniejącym odwiecznie. Na dźwięk mego imienia, gasły siły urgalskiej watahy.

Jam jest Alfa i Omega, Początek i Koniec, sługa Stwórcy i Pan tego świata[1]. Ostatni Pradawny[2], który zamknął bramy Ziemi i zstąpił tu, czyniąc zagładę doskonałości, w imieniu życia, miłości i wier­ności Prawu.

Ludzie wyrodni, rozpoczęli rządy nieprawe.

Na imię mi Bestia, której żadne z twoich wyobrażeń, rzęsista od łez Ziemio, nie jest w stanie przekroczyć granicy mej pustki i dostrzec pułapu mego zła. Uczynię ci znamię, a gdy przyjdę, nie odetchniesz. Podejdę pod twój dom, a ty mnie nie usłyszysz. Zamilkniesz, gdy odnajdę się w twych ramionach. Wprawiona w ruch, przyjdziesz mi z pomocą. Niewidzialne stanie się, a widzialne zniknie. W powłoce wszystko marne, serce niezdobyte. Duch uśpiony w głębinie, pola puste. Głębokość rosy zmierzysz, trzymając kciuk przy uchu. Zjawię się, gdy mnie zawołasz z imienia i rodzaju oraz liczby mego imienia i ujrzysz w nędzy blask, który zgaszony, runął światu na odrodzenie.

Żywię się krwią, od wieków ładuję wieczność tchnieniem ży­cia, czerpiąc z wszelakich możliwych światów.

Nieosiągalne stało się wrażliwe – powoli porażało, nisz­cząc.

To ja, pierwszy zmierzyłem się ze Stwórcą.
To ja, niosłem śmierć Ziemi.
To ja, niosłem śmierć Eremu.
To ja, zniszczyłem Urel,
kładąc w śmierci, setki tysięcy mężów.

Kres naszego istnienia, wyznacza początek lub koniec i wam, drodzy wygnańcy z Aldae-ika[3], przyniesie ulgę w istnieniu.

Księga Życia, spisana przez Wędrowca, ostała się w odmętach ludzkich zgliszczy. To z niej, wydobył się blask, roztaczając nad łuną świata.

Nigdy jej nie widzieliście, a czytanie wasze, tych słów, mi oraz takim jak ja, przyniosłoby same nieszczęścia, dostarczając cierpienia i bólu.

Zbyteczne jest teraz męczenie kogokolwiek, zwłaszcza tematem przewrotnej śmierci. Zwykła przypadłość tego świata – śmierć, została planecie narzucona – by kłaść potęgę wieczności. Nie potraficie żyć wiecznie, potrzebowaliśmy cykli[4], które pozwolą wam na szybką odmianę, dając wytchnienie emocji, tak pożądliwej jak wasza. W istocie, samotność jest twierdzą istnienia.

Udało się? Nie wiem!

Dopóki, tchnienie ożywcze istnieje, człowiek jest wartością, pięknem, mogącym ewoluować i zmieniać się w dobro.

My, kel el, ostatni żyjący synowie Ojca, zmierzamy w swym kresie do upadku. Nazwij nas, jak zechcesz i pogodzony tym słowem, przy­bądź i ustaw się obok, otwarty na wskroś. Mówię ci, stań przede mną, jeśli zdołasz pogrozić mi swą rę­ką. Przyjdź, a stanie się. Posiądź i rzeknij, a obejrzysz.

Wejdź, by poznać nas i zmierzyć świat, którym niepodzielnie władaliśmy. Doświadcz Ojca i stań drogą naprzeciw Mu, wychodząc na spotkanie.

I jeśli tylko zechcesz, mając odwagę, przybądź, nieposkromiony człowiecze…, ale uważaj, niecne jest to co czynię, poświęcając spowiedź ostatniej Ziemi.

Przekleństwo rzucone na łaskę złoczyńców. Zamglony firmament spowiedników. Rach!

Potęga jest w mym tchnieniu. Ja, syn Stwórcy, ostatni Pan Zastępów, władca Eremu, ofiarowuję słowa Ziemi. Skie­ro­wałem je do ludzi i pozostałych, żyjących tu zwierząt.

Co nosi ożywcze tchnienie[5], to jest w części z Ojca. Energia świa­ta w tym, co widzicie i jesteście, rozkłada się. Moc wasza w jedności. Oddzielnie, przegracie. Gnijące członki ciała, kruszeją.

Zwróciłem się do stworzeń latających, pełzających, pływających i chodzących, żyjących w przestrzeni, na górach czy lądzie, powierzchni i pod powierzchnią… Przetarłem ścieżkę prowadzącą do duchów wieczności, które wydały z materii ostoję planety. Tchnienia przemijają i nikną, nie schodzą się i nie przeobrażają w większe, nie zyskują i nie trawią niepokornych. Wylegnie zaniepokojony przodek i ujrzy przeznaczenie, obarczone obrazem. Zespolił się gniew z przypadkiem.

…Oto dzieje mego rodu. Wyniosłem te słowa z Eremu, przychodząc do was w skórze człowieka. Przede mną byli tu, służący ludzkim przywarom. Nie oszczędzajcie czasu, gdy nie wystarczy już monet, nie odkupicie się w ogniu.

Posłuchajcie tych słów, aby zrozumieć powody. Nie oczekujemy zrozumienia ani współczucia. Nie okażemy w walce żadnej litości. Ludzkości, pochyl się nad sobą – nie nad nami.

Dzieje, które nakreśliła moja ręka, rozpoczęły swój bieg w odległej przeszłości, tak oddalonej od nas – rzeczywistych, że nawet najstarsze ślady historii – tego nie pamiętają. Z drugiej strony, po co jest rozpamiętywać rzeczy, które są nam niemiłe i całkiem obce.

Pamięć – czasem działając – powoduje, że reagujemy. Zmie­niamy się, z burzycieli w maruderów sumień, no i wtedy zaczynamy odczuwać. A ten stan, nie jest chyba dobry, na tej planecie nie stanowiąc pożądanej cechy.

Kiedy nastały okrutne czasy, nie tylko dla ludzi i ich natury, ale wszelakiego stworzenia, które ostało się w toczonej wojnie, rozgrywanej u schyłku drugiej Ziemi, wielkie armie zmierzyły się ze sobą. Trąc i tracąc niechybnie istnienie, waliły się jak ruiny, zamieniając w zgliszcza, pozostawiając cienie. Mrok – niespełniony azyl przyjemności, z każdych warunków – czynił doskonałą oazę dla zdolnego łowcy.

Pogorzeliska, wyłoniły się na horyzoncie, tworząc widoczne z oddali pustynie. Trupy nie zdążyły jeszcze ostygnąć, a ich krew nie zeschła się w piasku.

Przesyceni walką, zapomnieliśmy o ludziach, tocząc nieustanną batalię z Urgalią[6]. Nie wspierał nas litański ród[7], a pozostałe światy, milczały.

Wówczas, byłem Panem Luntarii[8] i toczyłem te wojny, znacząc śmierć, w tamtej części wszechrzeczy. Czyniłem tak dla mego Ojca. Zupełnie zapomniałem o ziemskich problemach, gdy nagle do­biegł mnie głos trąb[9], wzywając z grani[10] światów na Syjon.

Upadający przeciwnicy, ginęli ospale, nie chcąc ustąpić mi pola… Zastępy zdziesiątkowane.

Pozostawiłem główne siły, okupujące Laur[11], a sam udałem się do bram, zmierzyć się z przestrzenią, przenosząc do serca Ziemi. I niejeden kel el, legł zawczasu, oddając duszę, z serca spaloną koroną.

Świata ludzi strzegł Beliar, mój brat. To on był wówczas Panem Eremu i ponosił klęskę za klęską, zmierzając do upadku, wspólnie z drugą cywilizacją.

Mimo rozwoju, ludzie wciąż byli nazbyt słabi[12], aby nam dorównać, nie mogąc zagrozić czemukolwiek. To raczej ich należało strzec, aby nikt nie zechciał położyć kresu tej rasie. Płodność stanowiła o sile człowieka i zapotrzebowaniu na ludzkie inkubatory[13].

Urgale stanowili coś zupełnie odmiennego. Prawdziwi rywale, których mógł mi pozazdrościć każdy kel el, któremu oręż służył za drogę, a wojna oznaczała spełnienie odczuć, znacząc stopy pozostawionym wszędzie popiołem.

Dym wznosił się nad zgliszczami, utrudniając przeciwnikowi codzienne zmagania. Tyle po sobie dźwigamy, lecz to Urgal, postawił pierwszy stopę na płaszczyźnie[14].

Do moich zasług, można dołączyć obronę Eremu i wkroczenie do świata, którego lud dorównywał nam w walce, a niekiedy przewyższał. Długo nie toczyliśmy wojen pomiędzy sobą, dlatego tak ważne w podnoszeniu umiejętności bojowych, stawało się mierzenie z tym przeciwnikiem. Do czasu – co należy podkreślić.

Zwycięstwo zostało odkupione masową zagładą mych braci, którzy nie cofając się, szli do przodu, znacząc szlak najczystszą krwią.

Nie targałem się wyłącznie z fizycznością, bo potęga Urgali jest w tym niezmierzona, ale… no właśnie? Walczyłem z materią i siłą nadlaurańskich[15] tchnień.

Zabrałem mirę Razjela[16] i udaliśmy się na zgromadzenie…

Pozostali, a Pierwszy z Nicości[17] odszedł.

Nad zgliszczem wojny, pochylali twarze, bezimienni łowcy, pradawni mocarze. Słynący ze swej bitności, wznieśli ciężkie brzemię, niszcząc wyrodne ludy, dzierżąc wyzwolenie. Kahel[18] i ostrze[19], znoszone w dłoni, zwiodły gromadne plemię, wali między oczy, tracąc ożywcze tchnienie.

Jedyni, co stworzeni, blisko siedzib Pana. Im dane zostało światło, które wzeszło z życiem. Nie umierali, nie tracąc nadziei. U progu wędrówki, broczyli w nieistnieniu. Niszczycielska materia; śmierć czyni wolnym. Nic tak nie wyzwala jak jarzmo ostrza. Umrzeć ciężko, choć wieczność nietrwała, poległ kel el w walce – dusza go opuszcza, niesie w nicości[20] – przeradza się i trwoży. Odnawia się z ciemności, zapiera dech, co zwolnił. Zamienia słabość w siłę, z kolosa czyni karła[21]. Duch mój marznący, bezkształt wyrodny.

Mocni i waleczni, o brzasku stanęli. Pole, co jaśnieje, od słońca goryczy, dzwoni im jak hekatomb[22], woła do wymarszu. Mastaby[23] zrzucają pęta, gotowe przyjąć wędrowca[24].

– Asar! – krzyczeli, wolni.

Wespół, rwąc w miarowym szyku, zastęp wyszedł na wojnę, krocząc marszem krwawym, znacząc w glebie pustkę: czyniąc niewyobrażalną wyrwę, której nikt nie pojmie, nie dojrzy i nie zmierzy. To Attyla bieży niebiańskiej krainy[25]. Na leża wyszedł, oddalono winy.

I dano im spełnić nadludzkiej goryczy – wychylić z kielicha, sromoty i zwątpienia[26] – targnęli się na siebie, dopełniając czary[27].

Niezawodni, w godzinie próby, goniąc resztkami sił jak ktoś w gorącej kadzi[28] skąpany. I jak na głodzie wznieśli kły, wodząc strudzonego wroga, na znak świętej wojny. Wyznaczona próba, czas zachęty, nastał rozrachunek.

I tchnienie ledwie się w nich kołacze[29].

Lament rzewny[30] czas wznosić, lecz milczą, płynąc na fali wzburzonej wojny. Bałwany wzbijają się w przestrzeni, tworzone z masy kaheli, dzierżonych tytaniczną ręką. Zwiedziony przywódca, pogrążony w goryczy.

I jakby ktoś pochwycił kaganiec i związał gorące głowy. Wcie­lony szaleństwem przykaz: – O włos, nie ustępować!

Świat się nie dowie o tym, ilu legło w zapomnieniu, z eremickich straży, najlepszych czuwających z niewidzialnych przestrzeni, za zasłoną bramy, pozostających w bezgłosie… Milczący przed sobą, stają enigmatyczni i niemi, pośrodku czerwieni, dostrzegając, różnorakie barwy w urelskiej przestrzeni.

Mówią im, że służą, śpiewając serafią[31]. Harfy prężą i struny, głosom nie żałując – bujdę ziemską powtarzał uczony[32], usiłując zrozumieć, język niestworzony[33]. Odkrył tyle, ile mu wydarło z ciemności światło, dobiegając z urgalskiej warowni, żywiącej się ogniem, dychającej siarką… W nadziei zapomnianej, obolałe z bólu. Pradawne i martwe, odgrodzone od świata, mierzyło się z surowością kosmicznej materii[34]. Rwą się i walczą, szarpią na wypustach[35], aby nie ustawać i marsz ten prowadzić. Do Ziemi zbliżając, pozyskać chcą sobie: jadło, karmę, substancję – co człowiekiem zowią[36].

Duchem przemierzyli wszechrzecz[37], wdzierając się przez mniejsze bramy, do krawędzi Ziemi, gnając tchnienia mroczne, wiekuiście tkane[38]. Tu znaleźli istotę, gotową im sprostać; służąc, otrzymał frazes, zyskał władzę nad prostą gawiedzią[39]. Mądrość płynąć miała z ludzi, nie z kart, czaszek, emblematów i sigili[40], czy też zapowiedzi. Proroctwa i karty, nic nieznaczące[41]. Zaufaliśmy, że rozpościerać się będzie, pośród padołów z wnętrza, dar przedwiecznych Bogów[42].

– Tyś mądrością – człowieku Ziemi. Co postanowisz, tak stanie się, zapisane na wczoraj, obudzone o brzasku. Rzeknij, a zrozumiesz, najbardziej niechlubne, zdarzenia zaspałe. Przez słowo czyń chwałę, preludium twego życia, nie ominie stęsknionych mądrości, znaczonej w drodze, wiecznych potępieńców. Nad rozumem swym radź: – Krocz z nami na granicy trwania.

Rzekł do nich Prorok[43]: – Uważajcie na nich, bo są niesprawiedliwi[44]. Wyręczono go, szarpiąc nad miarę[45].

I nie omylił się, ten ziemski Niebianin, tworząc wersety, udzie­lił nam chwały. Ujrzał światło, rozumując ducha, mówił o daw­nej sztuce, prawdy gromadząc wiele, której zapomnieli, w tym i ze wspólnoty jego, porzuciwszy słowa, oddali się matni[46]

Śmierć stanie się cechą chciwych, niesprawiedliwi szarpią życiem, wyrodni podrzucają ciałem[47]. Mądrość prowadzi do pokoju, słowom wystarcza. Głupota triumfuje, niosąc na ołtarzu kielich krwi ludzkiej.

Mahometem zwać go będą: Asar! Mu na chwałę!

Nam nieprzychylna armia, maszeruje w trwodze. Urgal kamiennolicy, z metalu mocarny, ciężarną opoką, zapalczywy w oku, jasność płomienna z tchnienia mu zstępuje.

Człowiek rozjaśnił oczy, Urgal w nim panuje[48].

Zrywa zastępów mury, rwie eremski wzorzec[49]. Giną tłumnie, w pokłosiu, nie strwoży się żaden, żalu nie wniesie… pojedyn­czo, zmagają się wcielenia piedestału. Ramię przy ramieniu, kahel przy kahelu… Wieczna armia zmierza, ku przestworzom dali, uchodzi ofiarnie.

Wyłącznie człowiek zaburza wartości, ucząc: – Demon dobry, ożywił się i wśród galaktyk kryje, dawną tajemnicę, a jego armie gotowe do marszu.

Pytam: – Czemu nie nadchodzi, skoro tak mocny w swym trwaniu? Bramy mu zbyt solidne, Erem podbić zechce, wypruje mi ducha…

Upajając się, myślę o przyszłym zepsuciu, oczekuję aż gilgale ustawią się w Urelu. Otworzę wrota i stanę wprost przy mym Stwórcy, na Syjonie. Czas mi znany, boli… Rozmyślanie to trwoga – pewną przypadłością, poznać znaki czasów i żyć dawniej, teraz i później[50]. Jutra nie ma. Dziś nie opiszesz.

Jestem wieczny, niema tragedio istnienia. Muza wyroków, opuściła mnie dawno, udając się na wygnanie.

Zastępy, wciąż zwyciężają. Walka trwa nierówna, a za­razem szaleńcza. Przyszłość widzę w oczach, nielicznym to dane. Zdrajca przesądzi, dom mój upadnie.

A teraz, ruszam w chwale… Wyżyna niezdobyta stała się nowym domem. Pociągnę ku niej, na przestworza.

W trakcie, zwołania obrad Wielkiego Syjonu, kel el podnieśli bunt przeciw Stwórcy i Jego dziełom, dokonanym tu, na Ziemi. Jedna skończona wojna z ludźmi, którzy zablokowali wejście na Górę Ob­rad[51], zapoczątkowała kolejną.

Trwająca z Urgalami walka, nie gasła…

Los wieczności zawisł na szali, a przemoc i śmierć, wypeł­niały powoli przestrzenie wszechrzeczy.

Krew – życiodajny napój różnolitych Bogów, przelewał się strumieniami, bryzgając i malując na nowo światy, które przemi­jały. Stawały się wrogie, inne, zupełnie niepoznane.

– Wiecznym, stwierdzić coś takiego – to porażka.

Nie dziwi bunt, który miał miejsce. Walka toczona była na nie­bie i w ziemi[52]. Nieustanna gonitwa, przynosząca śmierć… Bez­powrotna droga. W tym, poróżniliśmy się, a dane nam zostało wal­czyć i umierać. Rozsmakowanie w śmierci, odbiera przyzywaną nadzieję.

W trakcie jednej wojny, rozstałem się z orężem, aby sądzić i stanowić prawo, lecz czekała mnie gorsza droga, zagłada bratobój­czego szału. Ponownie dobyłem ostrza. Nie zatrzyma się ten, co raz rozsmakował się w krwi. Zbierze owoc żywot.

Ziemia była wówczas, tak zniszczona przez człowieka, że powstałe tu nowe zgliszcza, zdawały się być niezauważalne.

Nie miałem tu rozlokowanych większych sił, a bunt dotyczył wojsk podległych Beliarowi oraz strażników.

– Wystarczyłem sam sobie. – Śmierć niesiona braciom – zaraza, która spływała po mych licach od tysiącleci. – Po to, mnie stworzył.

W okresie swojego rozwoju, większa ilość ludzi zajęła ga­laktykę, żyjąc na planetach, ustawionych w szeregu Słońca. Była to liczba większa, niż obecna na samej Ziemi, która została sprowadzona – zresztą ponownie, do roli śmietnika wszechświata, którym władał niepodzielnie człowiek.

– Tu, już niczego nie było…

Całą przestrzeń wypełniał dym, dusząc istotę, która chciała czerpać powietrze. Płuca wielu stworzeń zmieniły się, przystosowując do zaistniałych warunków. Nie pozostało to bez wpływu na ogólny wy­gląd.

– Takich kreatur, tu nie pozostawiliśmy, na tym skrawku, wśród wiecz­nego lodu, na wskroś okrutnemu życiu!

Z dawnego świata, ostały się jedynie zgliszcza. Ten ład, za­prowadził tu człowiek, który nie mogąc normalnie żyć dłużej, ani wytrzymać w tym porządku, przeniósł się dalej, pozostawiając za sobą współ­braci. Biedni i kalecy, wykluczeni i wyklęci, zostali za życia pogrze­bani, na pustyni, zwanej Ziemią.

– Nie tak znaczyliśmy drogę ludzkości. Zawiedli… Oczekiwaliśmy więcej.

Wody zatrute i mętne, pełne brązu i zgniłej zieleni, brudziły ręce, które nie sposób było tu obmyć. W ludzkiej krwi, zagościła go­rycz, a rozliczne deformacje, tworzyły potwory, zdol­ne nieść zagładę. Ginęło się tu od chorób lub w paszczy zgłodniałych bestii. Podstawowy cel zdeformowanego życia – przetrwanie – dawał o sobie znać na każdym kroku.

W tych warunkach nie przetrwało nic z dawnych istot, nio­sących pośród Ziemi pierwiastek życia. Dobrze się tu miały wyłącz­nie maszyny. Użyto ich do eksploatowania pozostałości zaso­bów oraz pilnowania dawnych, historycznych siedzib.

– Sentymentalne działanie, powodowane potrzebą zachowania pa­mięci. W zamyśle tych ludzi, pewnie i był powrót do dawnej pla­nety, ale myśleli o tym w dalszej perspektywie. Dla nas był to zbyt długi czas. Nie mogliśmy już czekać.

Ludzie skierowali się do podziemi. Tam zakładali nowe osady, wzno­sili świątynie i drążyli w skałach leża. W najgłębszych war­stwach grzebali zmarłych, nieco niżej, pod świątyniami izolowali chorych i zakażonych. Zapewniało to większą ochronę dla pozosta­łych przy życiu ludzi, których domostwa znajdowały się na najwyż­szym poziomie. Występowała w tym pewna logika: blisko do wyj­ścia i dopływu świeżego powietrza. Nie schodzili do wnętrza Ziemi na wieczność, kiedyś – liczyli, że pewnego dnia powrócą.

W człowieku daje się zaobserwować coś, co wzbudza nad wy­raz podziw: niegasnąca nadzieja na przyszłą zmianę, połączona z wiarą w rychłe ocalenie. To przeogromna chęć życia, wedle czasu, który otrzymuje ożywcze tchnienie, przebywając w ciele. Wszystkie istoty to mają. Czemu więc, tak łatwo zabija człowiek ich życie? Szkoda jest, że łączy się to, co dobre z okrucieństwem i pożogą, któ­re rozsiewa. Dziecko krowy, które rżnie się na ofiarę – głosząc ist­nie­nie w tym Boga, lubującego palone sacrum, wzbudza niena­wiść do rodzaju ludzkiego, tak wielką, że przypisuje się mu w Ere­mie zdolność do zarzynania własnych potomków.

– I ten śmietnik należało uprzątnąć… I to już!

Mój ukochany Eden… Pamiętam, jak pieczołowicie stwarzał go Beliar. Towarzyszyłem mu. Pozostawienie Ogrodu otwartym by­ło błędem. Wszystkie drzewa i krzewy zmieniły swój kształt, wy­na­turzając się do nieznanych mi dotąd granic brzydoty.

– O, zgrozo!…


Przypisy do tekstu

[1] Odwołanie do Księgi Apokalipsy. „Alfa i Omega” jako imię Pana, występuje w Ap 1,08 oraz Ap 21,06 – „Alfa i Omega, Początek i Koniec”. Do tej tytulatury, dochodzi w Ap 22,13 tytuł „Pierwszy i Ostatni”. W książce: w odniesieniu do Uziela.
[2] Tytuł Uziela.
[3] Dosł. „wygnańcy z Aldae-ika” oznacza „ludzi”. Pojęcie powstałe, za sprawą nazwy miasta ludzi, znajdującego się w Eremie, z którego zostali wygnani na Ziemię. Wygnanie nastąpiło, po nieudanym buncie, przeprowadzonym w Eremie.
[4] Cykl życia – „narodziny”, „dorastanie”, „śmierć”. Ciało jest nietrwałe, ale tchnienie ożyw­cze, przechodzi do nowego ciała, zachowując pierwotne cechy i pamięć, która uśpiona, po­zwala człowiekowi na dalszy cykl (zapoczątkowana powtarzalność).
[5] „Tchnienie życia”, dające człowiekowi możliwość stania się istotą żywą, określone jest w Rdz 2, 07. Zwierzęta dysponują „pierwiastkiem życia”, o którym mówi Rdz 1,30.
[6] Wojny toczone w z Urgalami stanowiły od początku problem Eremu. Urgale zostali stwo­rzeni doskonałymi, żyjącymi wiecznie istotami, potężniejszymi od rasy ludzkiej.
[7] Mieszkańcy Litanii, istoty, do których należała Lilit – pierwsza, sprowadzona Adamowi kobieta – wg tradycji starożydowskiej.
[8] Każde miasto posiadało swego wodza, który jest jego Panem – tytuł nadawany dowodzą­cym el, jak Pan… miry, miasta, pałacu… itd. Pan Luntarii – to jej władca i zarządca, prawdo­podobnie – pomysłodawca i główny architekt.
[9] Trąba – długi instrument dęty, wykonany z metalu lub rogów zwierzęcych. Służyła do ce­lów muzycznych, wojskowych, kultowych czy łowieckich. To jeden z starszych sygnalizato­rów, dodać też należy, że prostych w użyciu, w którym zastosowanie różnych dźwięków, umożliwia sterowanie ruchami wojsk. Trąba miała zastosowanie ostrzegawcze, nawołując ludność do schronienia się w bezpiecznym miejscu. Trąby takie zastosowanie miały, m.in. w starożytnym Egipcie i Izraelu. Głos trąb uchodzi za ostateczny sygnał, wzywający na koniec świata.
Trąba stanowi znak zapowiedzi (jest obrazowym dźwiękiem, wyrażonym samym słowem) przyszłych wydarzeń. Przez to, dźwięk trąb nie musi być melodyjny, ale wyraźny. Trąba jest instrumentem nadającym się do wydawania dźwięków, ale nie można zagrać na niej melodii.
W Biblii pojawia się trąba z baraniego rogu (sofar). Wykonywano go przy pomocy obróbki termicznej baraniego rogu: moczono w gorącej wodzie, a następnie wyginano, nadając cha­rakterystyczny wygląd, przypominający instrument.
W Biblii istnieją trąby srebrne, wykonane ręcznie, które służyły za sygnał do zwijania obozu – por. Lb 10, 1-2. Szósta i siódma trąba w Apokalipsie Jana, przynoszą drugie i trzecie „biada”, wieńczą koniec świata, zapowiadając panowanie Stwórcy – por. Ap 9,13 i Ap 1,14-15.
[10] Skalisty brzeg górski z krawędzią, w której zbiegają się strome stoki lub linia zetknięcia się dwóch skał. Tu: w znaczeniu metaforycznym, grań światów oznacza miejsce złączenia się ich, w którym przebywał Uziel. Dosł. znajdował się na „stromym stoku wszystkich stworzo­nych światów” (częsty motyw obrazowy, wykorzystywany w książce).
[11] Główne miasto Urelu. Nie wszystkie ludy, jak na Ziemi ludzie, mają w zwyczaju pozosta­wać zwaśnieni i rozróżnieni względem siebie. Inne światy, nie tworzą wewnątrz państw i osobnych struktur, istniejąc i funkcjonując w obrębie jednego gatunku. Laur stanowił ich główną siedzibę życia oraz główny ośrodek zarządczy.
[12] Byli „nadmiernie słabi” i „przesadnie słabi”. Nie mogli dorównać zastępom. Osłabiając człowieka, Stwórca przesadził. Uziel uważa, że albo coś istnieje w pełni albo w ogóle nie można tracić na takie życie czasu. Manipulacja jest zła i stanowi cechę ludzką, nie przystoi Stwórcy. Stąd, ludzie są „nazbyt słabi”. „Zbyt słaby” oznacza niedosyt. „Nazbyt słaby” celowe działanie.
[13] Najwyższą formą życia, cenioną przez inne światy, stanowiły ludzkie kobiety, mogące zapewnić potężne potomstwo. Samice z innych światów, nie współżyły z mężczyznami, poza Lilit. Eremici i Urgale, posiadali jedną, potężną i zmotywowaną na wieczność płeć. Jednopł­ciowi, byli w stanie się rozmnażać, zyskując samice innych gatunków lub przenosząc tchnie­nie, na inną formę życia istniejącą we wszechrzeczy. Owa płeć, stanowiła połączenie cech żeńskich i męskich, występujących jednocześnie. Cechy nie dominowały i nie oznacza to wcale, że dana forma była zmodyfikowana, gdyż posiadanie dwóch cech, nie eliminowało istnienia płci męskich i żeńskich (dominowała cecha, ale dwie struktury były obecne jedno­cześnie i bez rozdzielenia). Inaczej: mogli się rozmnażać jak ludzie lub stwarzać – co zostało im zablokowane. Stąd, wystąpiło zapotrzebowanie na ludzki materiał. Moc rozrodcza, zo­stała zachowana wyłącznie w człowieku. Mówimy o ostatnich stu tysiącach lat, a proces trwał ziemskie miliardy lat.
[14] Dosł. „na ubitej ziemi”, w znaczeniu gleby.
[15] Wśród ludzi podobne określenie mogłoby brzmieć: „nadziemskich tchnień” albo „nadludz­kich sił”. Tu: odnosi się do mieszkańców Lauru, którzy posiadali nadzwyczajną moc.
[16] Razjel – kel el, jego imię znaczy „anioł tajemnic”. Strażnik. Służy pod Uzielem, przebywa w Mora. Mistyka żydowska przypisuje mu autorstwo Księgi Razjela, którą przekazał Ada­mowi. Księgę otrzymał następnie Noe, a potem Henoch, który uznał ją za własną. Z Księgą związane są różne historie. Tradycja mówi, że Razjel naucza ludzi mądrości. Odpowiedzialny za czystość Mory. Dba o konstrukcje miasta oraz porządek i funkcjonalność budowli. Regu­luje wszystkie urządzenia. Zajmuje się salami kel el. Pan Pałacu Gór, w którym opracowy­wano rozwiązania budowniczo-architektoniczne. Bronił Kanaanu przed atakiem Beliara i działaniami Izmaela, które zmierzały do eksterminacji tego ludu.
[17] Określenie Uziela, który trafił do nicości (w znaczeniu stanu), jako pierwszy kończąc żywot na Ziemi, przy zamkniętej Bramie Erebu.
[18] Kahel – włócznia, zakończona ostrzem na każdym z obydwu końców.
[19] Ostrze – dosł. „miecz”.
[20] Kel el (anioł) po śmierci jego dusza trafia do Niebytu, z którego nie może się wydostać. Może do tego dojść poza granicami Eremu, w trakcie bytności w jednym ze światów. Erem nie upomina się o duszę. Ginąć w walce, w tych światach, może być także wciągnięty przez duchy, tworzące jedność z planetą. W celu ocalenia tchnienia, kel el wybiera (gdy ma możli­wość) Nicość (w znaczeniu miejsca i formy). Tam zasypia, tracąc własną pamięć i zmysły, łącząc się z przestrzenią, w której niczego nie ma. Nazywa się to „wiecznym trwaniem” („po­suchą nicości” z uwagi na pragnienie życia). Kel el, który nie wydostanie się z tej struktury, przebywać może w niej wiecznie (trwać bez energii i sił).
Niebyt – pisany wielką literą jako miejsce, posiadające swoje funkcje oraz oddziaływujące na życie. Panuje tam stan, którego ludzie nie są w stanie zrozumieć. Ideę niebytu, doskonale oddał Gore Vidal w książce Stworzenie świata, PIW, Warszawa 1988, s. 184: […] „Nigdy nie byłem w stanie uświadomić sobie niebytu, prawdopodobnie dlatego, że coś, co istnieje, na przykład człowiek, nie potrafi pojąć stanu, w którym się nie istnieje”. […] Niebyt w takim znaczeniu jest stanem, w którym nie ma dopływu światła ze Słońca, rozdziału dnia i nocy, brakuje też emocji i świadomości, które zasypiają wraz z wędrującą tam duszą. Niebyt jest stanem „nieistnienia”. Niebyt może być kojarzony z Otchłanią. Otchłań należy odróżnić od Czeluści, która stanowi miejsce przebywania złych duchów („miejsce zrzucenia” – groma­dzenie form pośrednich, co do których nie zaistniał plan stworzenia).
[21] Tracąc dech, pod wpływem ogromnego przeżycia, można wyjść z tego lub polec. Stąd, los jest zmienny, co określa przywołane porównanie.
[22] Hekatomb – poświęcenie życia dla jakiejś sprawy; zagłada dużej ilości osób; w starożytnej Grecji, ofiara składana ze stu wołów, a później już każda inna ofiara.
[23] Mastaba – „ślepe wrota”, staroegipski grobowiec w kształcie ściętego ostrosłupa.
[24] Inne określenie kel el. Odnosi się do nich również słowo „wieczny wędrowiec”.
[25] Attyla – ur. 406 r. n.e., zm. 453 r. n. e. Legendarny wódz Hunów, który pustoszył Impe­rium Rzymu. Jego władza, rozciągała się od Danii po Bałkany, od Renu do Morza Kaspij­skiego.
[26] Dosł. „napić się”, „zakosztować ustami”.
[27] Dosł. „goryczy”, tragedii”, „upadku”.
[28] Kadź – dawn. duże naczynie w kształcie ściętego stożka. Tu: wypełnione wrzątkiem.
[29] Kołatać – „uderzając w coś, powodować głuchy odgłos”, a także „usilnie starać się, prosić o coś lub domagać się czegoś”.
[30] Rzewny, rzewliwy – „pełen żalu, smutku, tęsknoty”.
[31] Pieśń serafinów wg wyobrażenia, tzw. „ludzi wierzących”.
[32] Odniesienie do języka enochiańskiego, stworzonego przez Johna Dee i Edwarda Kel­ley’ego w XVI w. n.e. Używany przez nich w inwokacjach. Dowodzili, że przekazany im przez samych aniołów.
[33] Wyrażenie oznacza, że język nie powstał dotychczas na Ziemi, nie może być znany lu­dziom i przez nich przetwarzany, co nie oznacza, że nie istnieje, znajdując się we władaniu innych stworzeń. W dosł. znaczeniu „nieprawdopodobny, niezwykły” w odniesieniu do for­my języka aniołów. Słowa w książce mają podwójne znaczenia. Zostają tak miejscami skon­struowane, aby odzwierciedlały poglądy dwóch światów jednocześnie.
[34] Lepszą formą byłaby „przestrzenna materia”, gdyż w Eremie nie występuje pojęcie ko­smosu, w takim rozumieniu jak na Ziemi. Ludziom łatwiej będzie zrozumieć słowo „ko­smiczna” i wyjść od tego pojęcia, dla zrozumienia tytulatury. Wg Eremu, wokół jest prze­strzeń, złączona z materią. Myślenie takie ma swoje uzasadnienie, głównie w tym że dla Eremu, przestrzeń ma swój „początek i koniec”. Sam tytuł „Początek i Koniec” oznacza w tym rozumieniu, kogoś kto poznał granice. Pojęcie to, w tym miejscu, mogło zostać odpo­wiednio rozbudowane.
[35] Dosł. „na wylocie”, „u ujścia”.
[36] Od słowa zwać: „nazywać kogoś lub coś”.
[37] Forma ducha, umożliwia przemieszczanie pomiędzy światami. Stąd, mówienie o duszy jest błędem. Stosowny termin to „tchnienie życia”, zamiennie „ożywcze tchnienie” – dla człowieka czy dusza jako wyższa forma – dla kel el.
[38] Dosł. „czynią długi okres starania”.
[39] Dosł. „pospołem”, „motłochem”.
[40] Sigil – z łac. sigillum oznacza „małą figurę”, „rzeźbę na pieczęci”, „pieczęć”. Symbol ma­giczny, tworzenia pieczęci z imionami aniołów.
[41] Odniesienie do wróżbiarstwa i magii, którą człowiek wykorzystuje do „mamienia” dru­giego człowieka. Dar widzenia jest cechą, a nie rzeczą możliwą do nabycia.
[42] Używana forma może wprowadzać zadrażnienie u estetów słowa, przywiązanych do ludz­kiej nomenklatury, ale jest celowa, gdyż eliminuje zasadnicze kłamstwo, w odniesieniu do boskości.
[43] Prorok – Muhammad ibn Abd Allah ibn al-Muttalib, ur. 570 r. n. e., zm. 632 r. n.e. Twórca i założyciel pierwszej wspólnoty muzułmańskiej.
[44] Odniesienie do Al-Bakara, w. 254, [w:] Koran.
[45] Mowa o średniowiecznej herezji, głoszonej przez awerroizm. Negowała prawdziwość nauk głoszonych przez Mojżesza i Jezusa.
[46] Matnia – „sidła”; przenośnie: „sytuacja bez wyjścia”.
[47] Podrzucać ciało – to dosł. „puszczać się”, „źle się prowadzić”.
[48] Efekt owładnięcia mocą Urgala, znany na ziemi jako złączenie się z demonem. Praktyko­wane przez satanizm spirytualistyczny. Nie jest to opętanie, ale celowo połączenie oparte na wzajemnej relacji.
[49] Eremski/eremicki wzór/wzorzec – tyle co, ziemski wzór. Eremici – Ziemianie, ziemiański – eremicki. Uchwy­cenie podobieństwa form na przykładach, bez ideologii homocentryzmu.
[50] Przestrzeń – substancja złożona ze struktury wszechrzeczy, w której można przeglądnąć czas, który jest rozciągły i w samej substancji, stanowi nośnik różnych cech materii stwór­czej, która dla Eremu stanowi cechę pierwotną, początkującą stworzenie, utkwione w mate­rii. Forma, trwająca w czasie, do której nośnika twórczego ma dostęp początkujące go zjawi­sko. Uziel widzi czas w przestrzeni, niezależnie od tego, której części stwórczej dotyczy. W substancji czas jest stwórczy, gdyż w każdej konfiguracji zapoczątkowuje, kończy lub postę­puje dany proces, którego zmiana wywołuje powstanie nowych cech w obrębie substancji. Przestrzeń może zostać zmieniona, jednak wszechrzecz pozostaje niezmienna jako początek, który musi trwać w materii pierwotnej. – Substancja stanowi element wszechrzeczy o ce­chach rozciągłych, plastycznych, dających się modelować.
[51] Góra Obrad – Syjon, miejsce osądzenia człowieka w czasie końca świata.
[52] Dosł.: w „środku ziemi, wewnątrz”. Por. Lb 16, 31-33. […] „Ziemia otworzyła swoją paszczę i pochłonęła ich” […]. Cyt. za BT, Wyd. V.


Forbidden Seek po angielsku
Cooking page


 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.